Autodrom Główna Kontakt Agencja
 
 FORMUŁA 1 Sezon 2006
 Sezon 2006 +
--

F1 Bilety
F1 Wiadomości
F1 Sezony
F1 Mistrzowie
F1 Technika
F1 Baza Wyników
..
Kalendarz
FAQ
Pomoc do sklepu

Artykuł o F1

Paź9

Czy wszytko stracone?

Data:  2006-10-09

Czy wszytko stracone?

Mistrzem Świata może zostać tylko ten, kto dojeżdża do mety. Ta oczywista prawda obróciła się w Suzuce przeciwko Michaelowi Schumacherowi. Ale czy rzeczywiście wszystko już stracone?

W tym sezonie po raz pierwszy od roku 2000 nie wystartował Michael Schumacher z numerem "1". Zamiast tego podczas prezentacji nowego samochodu w Mugello jego Ferrari otrzymało numer "5". A więc ten numer, z którym Niemiec w 1994 po raz pierwszy zdobył Mistrzostwo Świata. Po tym, jak w środku obecnego sezonu po wyścigu w Kanadzie Schumacher miał 25 punktów straty do lidera, wzbraniano się bardzo przed uznaniem tytułu za stracony i rozpoczął niesamowitą pogoń w myśl zasady "Numer 5 nie poddaje się"!

Ale od czasu Grand Prix Japonii wszystko się skończyło. W tym wyścigu nie tylko Alonso wygrał swój kolejny wyścig od czasu Gran Prix Kanady w Montrealu, ale także Michael Schumacher pożegnał się z wyścigiem z powodu awarii silnika po raz pierwszy od lipca 2000 roku. Flavio Briatore widzi w tym Boską interwencję: "Jest jeszcze gdzieś jakiś Bóg" ? powiedział ? "nie wiem wprawdzie, w jakiej formie, ale w jakiejś..."

Po awarii silnika i nałożonej karze w Monza, a także zakazem używania legendarnych amortyzatorów grawitacyjnych, było to pierwsze żółto-błękitne światełko drugiej części sezonu. Do tego jeden tydzień wcześniej przewidział Alonso czerwone fatum: "najpierw trzeba dojechać do mety" ? powiedział w Shanghaju zdobywca Pole Position. Udało mu się to w dwóch wyścigach w Azji, a jego rywalowi tylko w Chinach.

Pierwsze zadanie Numeru 5

Od 1991 roku jest Michael Schumacher w Formule 1. Od tego czasu Niemiec ani razu nie odpuścił - nawet w beznadziejnych sytuacjach zawsze wierzył w siebie i w sukces; czasami próbował go bardzo gwałtownie wymusić. Ale kiedy siedmiokrotny Mistrz Świata kwadrans po swoim odpadnięciu z przedostatniego wyścigu sezonu, a także z przedostatniego wyścigu w swojej karierze, przybył do boksów, zobaczyliśmy sceny, które w tym momencie wyglądały na pożegnanie i rezygnację: Schumacher dziękował swoim mechanikom i podszedł do stanowisk dowodzenia, aby tam ze swoimi inżynierami i kierownictwem poplotkować.
Potem podszedł do kamer telewizyjnych i powiedział niemożliwe, absolutnie nieoczekiwane słowa: "Nie powinno to się tak skończyć w tym roku" ? powiedział realistycznie. "Na iskierkę nadziei, która jeszcze się tli, nie stawiałbym. Wiem, że nie ma dla mnie potem żadnych możliwości. W tym roku próbowałem już wszystkiego. Jeśli się teraz nie uda, świat się nie skończy."
W pierwszym momencie wyglądało to w oczach fanów, jak i kolegów z zespołu, jednak inaczej. "Jesteśmy rozłożeni na deskach" ? wykrztusił Chris Dyer, inżynier wyścigu Michaela Schumachera. "Zwycięstwo było w naszym zasięgu i wtedy mielibyśmy dobrą pozycję wyjściową przed Grand Prix Brazylii; teraz jest ona mniej dobra.
Nawet konkurent Pat Symonds współczuł w tym momencie "czerwonym".

Nie było to jednak najbardziej gorzkie wypadnięcie Schumachera w jego karierze. "Z pewnością nie" ? odpowiada Schumacher. "Obudziliśmy ponownie rywalizację o tytuł mistrzowski w momencie, kiedy wydawała się rozstrzygnięta. Z tego powinniśmy być dumni. Ze wszystkiego, co osiągnęliśmy, powinniśmy być dumni." I takie chwile przynależą do wyścigów samochodowych, Formuły 1 i wielkiej kariery. "Z tego powodu nie mogę nienawidzić tego sportu" ? podkreślił Schumacher. "To są wyścigi. Próbuje się wszystkiego i każdy daje z siebie wszystko. To są mistrzostwa, w których jeździ się prototypami samochodów i takie rzeczy zdarzały się już niejednokrotnie. Nie robię nikomu zarzutów. Życie składa się z sukcesów i porażek. Byłoby nudno, gdyby cały czas było tylko pięknie."

Ostrożnie z Numerem 1

Tak musiał myśleć również Fernando Alonso, kiedy na początku tygodnia przed wyścigiem bez przerwy musiał tłumaczyć się z krytyki swojego zespołu. Dopiero w niedzielę wyparty został ten temat dzięki zwycięstwu. "To jest małe wyrównanie po tym, jak miałem pecha na Węgrzech, w Monzy i w Chinach" - promieniował, mówiąc o "powrocie do normalnej przewagi sprzed Monza". "Te 10 punktów są małym podarunkiem - taka cudowna niespodzianka."
Niespodzianka, na którą z różnych powodów nie mógł liczyć. "Po kwalifikacjach wydawało się, że Ferrari jest od nas dużo szybsze, ale jak tylko rozpoczął się wyścig, samochód był dobrze wyważony i mieliśmy tę samą szybkość." Jednak musiał na starcie trochę zaryzykować, gdyż "nie myśleliśmy, że możemy dotrzymać kroku samochodom z oponami Bridgestone. Z drugiego miejsca cieszyłbym się bardzo, ale po wypadnięciu Michaela był to nasz dobry wyścig. Mogłem od razu zredukować obroty silnika." W ułamku sekundy wyciągnął wnioski z defektu swojego rywala - żadnego ryzyka szkodzącego silnikowi.

Nie od razu zdał sobie sprawę z wypadnięcia i jego konsekwencji. Kiedy "zobaczyłem dym, pomyślałem najpierw, że to musi być jakiś Spyker. Auto wyglądało na pomarańczowe, nie czerwone. Kiedy byłem obok niego zauważyłem, że to jest Michael. Wypadnięcia Ferrari nie obserwuje się zbyt często. To była duża niespodzianka wyścigu."

Analiza: tylko huk

"Za wyjątkiem wybuchu silnika i jego konsekwencji wyścig był nudny." Więcej analizy, niż ta od Hansa Joachima Stucka, nie potrzeba, aby opisać ostatni wyścig o Grand Prix Japonii w Suzuce. W czwartek życzył sobie Fernando Alonso suchego wyścigu, który dla kibiców byłby lepszy, gdyż wtedy jest mniej chaosu na torze. W trakcie przebiegu wyścigu wielu z kibiców życzyłoby sobie troszeczkę chaosu ? i nie tylko oni.

Najwięcej pytań jak zwykle krążyło wokół tematu opon: czy Bidgestone są dużo lepsze w kwalifikacjach niż w wyścigu? Alonso dał odpowiedź: "Osiągaliśmy podobne czasy do tych z dnia poprzedniego. Dlatego sądzę, że Ferrari pogorszyło się. Być może z powodu niewysokich temperatur."

Dla dwóch czołowych zespołów Grand Prix Japonii było powieleniem Grand Prix Chin tylko w odwrotnej kolejności. W Shanghaju wydawało się Renault jako pewny zwycięzca - na końcu zwyciężyło Ferrari. W Suzuce było Ferrari absolutnym faworytem aż do wyścigu - na końcu triumfowało Renault. Zamiast zwycięstwa Schumachera, czy wręcz rozstrzygnięcia mistrzostw, obejrzeliśmy zwycięstwo rywala i do tego próba rozstrzygnięcia w całkiem innym kierunku.

Ostatnia perspektywa: Mission Impossible

Misja jest jasna: Michael Schumacher musi w Brazylii zwyciężyć, a Feranando Alonso nie może zdobyć ani jednego punktu. Tylko wtedy marzenie o 8. tytule mistrzowskim dla Niemca spełni się. Szef inżynierów Renault jest z przebiegu mistrzostw bardzo zadowolony i nie tylko dlatego, że jego kierowca znajduje się na pozycji lidera. "Ten sezon przynosił podczas każdego wyścigu nowe niespodzianki." Czy może Schumacher jeszcze raz powtórzyć "czerwony cud" w Sao Paulo?
On sam nie bardzo wierzy w tę iskierkę ę nadziei. "Jeden punkt wystarczy Alonso do tytułu i to znaczy dla niego: powoli jechać i wszystko oszczędzać. Mieć nadzieję na to, że ktoś wypadnie z wyścigu i jednocześnie planować zwycięstwo, byłoby nierozsądne. My oczywiście w Brazylii damy z siebie wszystko, gdyż tytuł konstruktorów jest jeszcze nie rozstrzygnięty, a tu mamy większe szanse."

Ale nikt tak łatwo Niemcowi tego zadania nie podaruje. "Michael mówi, że nie myśli więcej o tytule mistrzowskim. To jest bzdura. On nigdy nie rezygnuje!" - stwierdza jego dawny rywal Damon Hill. "Jeśli byłbym na miejscu Alonso, dobrze bym się uzbroił przed wyścigiem, aż do ostatniego okrążenia. Tego człowieka nie można zlekceważyć."

Opinia, którą potwierdza również Symonds. "Naturalnie jest dla niego ciężko, ale mam nadzieję, że nie podda się. Widzę naszą pozycję jako bardzo dobrą, ale chciałbym, aby Michael walczył przeciwko nam. Mieliśmy teraz dwa wyścigi pod rząd, które przebiegły w pełni nieoczekiwanie. Jestem już długo w tym biznesie aby wiedzieć, że walczy się do ostatniego okrążenia."

W tym tonie wypowiada się również Luca di Montezemolo, że będzie walka "do ostatniego metra". Jean Todt wyhamowuje jednak taką euforię: "Matematycznie jest jeszcze wszystko możliwe, ale będzie bardzo, bardzo ciężko. Dobrze jest, jeśli się wygrywa mistrzostwa o własnych siłach. Ale teraz leży to nie tylko po naszej stronie, ale także po stronie problemów innych. To jest parametr, który leży poza naszą kontrolą."

Natomiast Christian Danner, komentator niemieckej RTL, widzi kierowcę Ferrari jeszcze nie pobitym. "Sernik jeszcze nie jest zjedzony" - ostrzega Danner przed pochopną radością z wygranej. "W Sao Paulo wszystko jest jeszcze otwarte. Zawsze może pójść coś nie tak. Wystarczy, aby Alonso miał kolizję w zakręcie Senna S, a Michael zwycięża w wyścigu, co oczywiście jest możliwe. I wtedy wszystko wygląda inaczej." Oczywiście mówi się o czystym rachunku prawdopodobieństwa, który przemawia na niekorzyść Schumachera, "ale Gremlinsy i Bóg Wyścigów są wyjątkowego usposobienia", wie Danner z własnego doświadczenia. "Przeżywaliśmy to w ostatnich latach wielokrotnie i to może się zdarzyć w Sao Paulo ponownie."

Sam Fernando Alonso nie widzi w swoim obecnym zwycięstwie rozstrzygnięcia przed czasem. "To samo może mi się przytrafić w Brazylii. Ale wyjściową pozycję mam o wiele, wiele lepszą. W przypadku równej ilości punktów musielibyśmy pobić Ferrari, a to nigdy nie jest proste. Teraz potrzebny mi jest jeden punkt. Ale muszę najpierw wyścig ukończyć. Czasami nie jest to przypadek problemów technicznych, wypadku czy wykręconego "bąka", który kończy się poza torem."
A więc czerwona iskierka jeszcze się tli...

U Reanualt mówi się o defensywie: "Taka przewaga w Brazylii sprawia, że wszystko jest prostsze. Ale my widzieliśmy, co się stało w Chinach i tu, w Japonii" - mówi Alonso. Chiny miały być dla nas łatwym wyścigiem i przegraliśmy. Tutaj - dla Ferrari, a jednak Michael przegrał. Dlatego nie możemy sobie pozwolić na popełnienie jakiegokolwiek błędu, chociaż wszystko wydaje się łatwe i potrzebujemy tylko jednego punktu. Będziemy jechać zachowawczo jak tylko to możliwe." Silniki w Brazyliii, które z dwóch możliwych specyfikacji są wybierane, nie pownny być najszybsze, ale najbardziej niezawodne.
Tak, jak już w Chinach powiedział Alonso: "Najpierw musimy dojechać do mety."

źródło: adrivo.com
 
 
Dodaj do:
Facebook
|
Zakładki Google
|
Delicious
|
Twitter
|
Wykop
 
 

GŁÓWNA :: O AGENCJI :: WSPÓŁPRACA :: FAQ :: KALENDARZ :: KONTAKT